[Perspektywa Mayi]
Ja to mam
nieziemskie szczęście. Złapałam stopa i to jeszcze z trzema przystojniakami.
Szczególnie jednym, na którego widok, kolana same mi się uginały. Hmmm, te
oczy, urocza bródka i jak słodko się denerwował!
Ciągle mnie
zagadywali i rozśmieszali, prawili komplementy i pochlebiali. Normalnie życie
jak w Madrycie. A tak właściwie, to dlaczego w Madrycie?
- Ej, chłopaki,
dlaczego mówi się ‘życie jak w Madrycie’? Dlaczego nie w Barcelonie, Paryżu czy
Mediolanie? – zapytałam i spojrzałam na każdego po kolei. Alexis siedział za
kierownicą i co chwila spoglądał na swoją Bellę, seksowny David na wpół leżał i
przymykał oczy, chciał się odciąć od nas, nie ładnie tak Davidku, a Gerard gładził
po skorupie Edwarda.
- No właśnie, dobre
pytanie. – zerwał się od razu Pique. – Madryt to stolica, najwspanialszego
państwa na świcie. – sam sobie odpowiedział.
- Chile to
najwspanialsze państwo na świecie! – zapiszczał Alexis. – Prawda Bello? –
pogłaskał swoją nawigacje.
- Wcale nie! –
obrońca był gotowy stawać do bitki.
- Zmieńcie temat,
co? Chcę was obu żywych… Albo i nie. Pozabijajcie się. – zamruczał Villa, przecierając oczy.
- Porozmawiajmy o
naszych pupilkach. – odezwał się Gerard, w pełni zadowolony z tego pomysłu.
- Ty masz Edwarda,
Alexis ma Bellę, a ja kupię sobie psa. Najlepiej takiego dużego. –
wyszczerzyłam się. – Nazwę go Jacob! – dorzuciłam szybko.
- No i zaprzyjaźni
się z Zaritą! – palnął Sanchez. – Ma imię jak pies, więc może się z psem
przyjaźnić. – wzruszył ramionami.
- Możecie w końcu
przestać?! – huknął przyszły pan młody.
- A wy kupicie
sobie kota! Nad imieniem dla niego jeszcze pomyślimy, ale jedno jest pewne!
Zarita z Jacobem, będą go wspólnie gonić! – wyszczerzył się Chilijczyk, a wtedy
David ciężko westchnął, odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Mayu, bądź tak
dobra i pomóż mi ich zakneblować i wrzucić do bagażnika! – wyjęczał.
- O nie, nie, nie!
– zareagował Alex. – Wieziemy cię na ślub, a ty takie coś wygadujesz, a poza
tym, to mój bagażnik jest za mały, na mnie i tego wielkoluda! – krzyknął.
- Że ja wielkolud?!
– wrzasnął Pique.
- Nie, krasnoludek!
– prychnął Sanchez.
- Panowie, to się
da rozwiązać. Przywiąże się was do tylnego zderzaka i będziecie biec. – widać
było, że nasz przystojniaczek postawił teraz na odgryzanie się.
- Phii! – pozostali
panowie zmierzyli go wzrokiem.
- Spokojnie
chłopaki. David, nie przejmuj się. – wyszczerzyłam swoje równiusieńkie i bielutkie
zęby.
- Jak mam się nie
przejmować takimi baranami? – widać było, że tracił po woli cierpliwość. –
Jeden gada do nawigacji, a drugi do zwykłego żółwia!
- Ej, bo się
pogniewamy! Poza tym, Edward i Bellą też mają swoje uczucia! – mówił przejęty Pique.
– Spokojnie Edziu, wujcio Davidek nie chciał cię nazwać zwykłym żółwiem. –
powiedział, ciągle go głaszcząc.
Przez chwilę nastała
błoga cisza. Alexis zajął się dalszym prowadzeniem swojego samochodu, David
nałożył na uszy wielkie, zielone słuchawki, w których wyglądał przezabawnie.
Taka kupa złomu na jego głowie. Wyglądał jak ufoludek z bajek, ale pomimo tego,
nadal był bardzo pociągający. Nie wiem jak takie ciacho może się żenić. No
niech mi ktoś powie!
- Wiesz, że Maya to
najpiękniejsze imię na świecie? – odezwał się Alexis.
- Dziękuję. Inaczej
bym go nie nosiła. – odparłam pewnie.
- Ty nam powiedz,
jak udało ci się tak daleko dojść? Mówiłaś, że szłaś z Barcelony, a my
przygarnęliśmy cię już kawałek dalej. – wtrącił Gerard, przysuwając się po woli
do mnie.
- Taki jeden mnie
zabrał, ale w pewnym momencie powiedział, że mnie nie zawiezie do Granady.
Położył rękę na moim kolanie i zaczął przesuwać nią wzdłuż mojego uda!
Zdenerwowałam się. Kazałam mu się zatrzymać. – mówiłam przejęta.
- Ojej! I co
zrobiłaś? – zapytaj Alexis.
- Zaczęłam
krzyczeć, a wtedy on zakrył dłonią moja buzię. Byłam zmuszona tylko do jednej
rzeczy… - mówiłam, tak jakbym opowiadała jakąś straszną historię. No co?
Przecież była! Co ten palant sobie wyobrażał?! Widać było, że Alexis patrzy
przerażony w lusterko, a mianowicie we mnie, a oczy Gerarda były wielkie jak u
srającego kota na pustyni. – Ugryzłam go! – powiedziałam, a jedyny David zaczął
się śmiać.
- Villa zamilcz! –
powiedział od razu Pique. – Ona przeszła piekło! No już nic ci nie grozi. Twój
Geruś już jest przy tobie. – objął mnie ramieniem.
- Ger… - chciałam
strącić jego rękę, ale wtedy samochód nagle się zatrzymał.
- Alex, dlaczego
stoimy? – przeraził się David.
- Nie wiem! Wysiadamy!
– krzyknął i już był na zewnątrz. – Czy jest na sali lekarz?! – krzyczał,
biegając wokół swojego białego Audi.
- Na cholerę ci
lekarz? – zapytał David, po woli otwierając drzwi.
- Ktoś musi
uratować mój samochodzik! Geri, przyjacielu! Powiedz, że zaraz zmienisz się w
lekarza i mi go wyleczysz? – stanął przed wysokim mężczyzną i zrobił proszącą
minę.
- Alexis, ale nie
ja potrafię! Może Edward potrafi? – spojrzał na swojego żółwia.
- Zapytaj go. –
popędzał go Chilijczyk.
- Uważaj, bo mu
odpowie. – prychnął David.
- Odpowiedział, że
nie potrafi. – Pique zrobił smutną minkę. – Ale może zabrakło paliwa, co?
David, chodź nasikamy do baku. Może pojedziemy kawałek. – wzruszył ramionami
obrońca.
- Davd, poświęcisz
swój mocz? – zapytał z nadzieją Alexis.
- Ja myślałem, że
gdy już dojedziemy do Granady to zafunduję wam już jakieś leczenie, ale chyba z
tego zrezygnuję… Wam już nic i nikt nie pomoże. – pokręcił głową i podszedł do
przedniej maski. Otworzył ją i pochylił się nad silnikiem. Podeszłam do niego.
- Znasz się na tym?
– zapytałam.
- Sęk w tym, że nie
za bardzo… - westchnął i już miał zamykać klapę, kiedy go powstrzymałam.
Pochyliłam się, popatrzyłam i już miałam przyczynę.
- Pasek! –
krzyknęłam, ciągle pochylona. Jednak podniosłam wzrok i zauważyłam, że Alexis z
Gerardem dziwnie na mnie patrzą, mieli dziwne miny. Zamiast na moją twarz,
patrzyli nieco niżej… Dziwne. Co mogli chcieć?
- Jaki pasek? –
zapytał Villa.
- Pasek klinowy się
zerwał! – wyszczerzyłam się, prostując i pokazując gumową linkę, trzymac ją w
ręce.
- Skąd ty wiesz jak
to się nazywa? – zapytał z lekka zdezorientowany. Haaa, Davidek mnie nie
doceniał!
- Mój tatuś jest
mechanikiem i co nieco o tym wiem! – uśmiechnęłam się, dumna z siebie samej.
- Ale skąd my teraz
weźmiemy nowy pasek? – zawył Alexis. – Robi cię ciemno i niebezpiecznie! –
przysunął się bliżej Gerarda.
- Ej stary, ale ja
też się boję ciemności. – skrzywił się i objął przyjaciela.
- Bierzemy swoje
rzeczy, Alex zamyka samochód i szukamy noclegu. To najrozsądniejsze co możemy
teraz zrobić. – postanowił David. Ależ on jest
mądry! Jednogłośnie mu przytaknęliśmy. Każdy z nich wziął swoje torby, a
o moje Alexis z Gerardem zaczęli się kłócić, kto je poniesie… Najważniejsze, że
ja ich nie będę musiała nieść.
David szedł
pierwszy, a chłopcy w tyle, ciągle mówiąc coś do Belli i Edwarda. Coś w stylu,
że za niedługo będą małżeństwem i będą mieli dużo potomstwa. Może pozwolą mi
zostać matką chrzestną któregoś dzieciątka?
Postanowiłam dogonić
Davida i zrównać z nim swoje tempo. Ciągle spoglądałam na niego i się
uśmiechałam.
- Jestem gdzieś
brudny? – nagle zapytał.
- Nie, wszystko
jest w porządku. – wyszczerzyłam się.
- Ja chcę żeby to
wszystko się skończyło. Chcę już być w Granadzie z Zaritą. – westchnął.
- Ej! Czekajcie! –
wołał Alexis, biegnąc za nami z Pique, mocno trzymając swoją Bellę. – Bella
powiedziała, że za trzy kilometry jest jakiś hotel! – krzyknął ucieszony.
O tak! Hotel! Ciepła
woda, wygodne łóżko, obsługa! To coś czego mi teraz trzeba. Stwierdzam jednak,
że ta Bella jest mądra i przydatna.
___________________________________
Jest i mój rozdział :) Jak wam się podobał rozdział z perspektywy naszej bohaterki? Ja nic o nim nie myślę. Opinię pozostawiam Wam :*